![]() |
fot. materiały własne |
Wielu z nas ma młodzieńcze marzenia. Ja
także je posiadałem - co ja mówię, posiadam dalej. Niektóre się spełniły,
niektóre co roku przepisują na kolejny. To nic złego, marzeń nie powinno się
opuszczać - to nasze dzieci. Może nie od razu się udadzą, nie od razu dorosną,
ale warto czekać...
Ja się doczekałem - dzięki mojej
bliskiej Znajomej - Alicji Reczek - poznałem Ryśka Wolbacha - człowieka
legendę, rockmana, którego raczej nikomu nie trzeba przedstawiać.
Od lat Jego piosenki były ze mną,
tworzyły mój mały świat - do dziś wspominam "Bezsenne Noce" spędzone
przy "w pamięci luster"...
Stojąc przed Nim, wróciły wszystkie
wspomnienia - tańce w płomieniach świec, młodzieńcze miłości, piękny koncert
Harlemu z Dżemem nad Wisłą, wszystkie Płock Cover Festiwale... Miałem o czym
wspominać !
Długo dorastałem do tego wywiadu -
Człowiek taki jak ja jest lekko nieśmiały, rozmawiając z taką osobą jak Rysiek.
Dziś się odważyłem.
Witam Cię
Ryśku, tak jak wszystkich moich Gości, w moim własnym, Bezkarnym świecie... chciałbym
spytać Cię o wiele rzeczy, co mi się może nie udać ale postaram się ...
Poznaliśmy się przy
okazji promocji Kolorów Nadziei - wielkiego wydawnictwa muzyczno-literackiego,
a także spektaklu. Mi spodobała się gra słów - Kolory i Nadzieja. Pierwsze
słowo, jakże mi bliskie poprzez fotografię, a drugie - poprzez codzienne życie.
Z tego, co udało mi się dowiedzieć, zaczynałeś karierę muzyka w latach 70tych -
czasy komuny, ale i czasy Dzieci Kwiatów... Jak było z Kolorami w Twojej
młodości?
Gdy wspominam lata 70-te , stwierdzam , że wcale nie
były dla mnie szare i bezbarwne. W koło widoczne były piekące ślady komuny a ja
byłem …głodny. Głodny życia, słowa, muzyki, poezji, teatru, dobrej książki.
Czułem, że tuż za żelazną kurtyną czai się świat, który oddycha wolną, niczym
nie ograniczoną myślą. Ale i tu w Gierkowskiej, siermiężnej rzeczywistości
czerpałem z życia pełnymi wiadrami to co
było potrzebne mi do rozwoju nieukształtowanej jeszcze, chłonnej na informacje
o świecie osobowości. Wyobraźnię pobudzały książki Kąkolewskiego,
Kapuścińskiego, Łysiaka , Nowakowskiego, filmy Felliniego, Bertolucciego
Kubricka, a ponad wszystko …muzyka
Hendrixa, Purpli, Led Zeppelin, Zappy czy boskiej Janis. Próbowałem za namową
mamy malować, jeździłem do warszawskich teatrów łaknąc słowa, sztuki jak
powietrza. Pisałem muzykę do amatorskich filmów moich przyjaciół, potajemnie
pisywałem małe formy literackie o lekkim zabarwieniu erotycznym no i od zawsze
pasjonowałem się sportem uprawiając go (lekkoatletyka) z pewnymi sukcesami. Po
gitarę sięgnąłem instynktownie czując, że to drewniane pudło z sześcioma
drutami pozwoli identyfikować mi się ze światem muzyki najlepiej. Był to czas
bardzo aktywny i w jakiś sposób beztroski, kolorowy choć za oknem bywało
szarawo i…strasznawo.
Tworzenie muzyki dawało wtedy Nadzieję
? Wiadomo, czasy studiów, szaleństwa... nasze pokolenie nigdy tego nie
przeżyło.
Studiowałem podówczas na Akademii
Wychowania Fizycznego w Gdańsku Oliwie. W Gdańsku jakoś ostrzej czuło się wtedy
symptomy niepokojów społecznych. Środowisko studenckie reagowało na nadchodzące
zmiany szybciej, ostrzej. Szczerze mówiąc nie od razu to wyczułem. Założyłem ze
Zbyszkiem Hofmanem duet folkowy. Szybko zorientowaliśmy się, że jego wysoki,
mój nieco niższy tenor, działają na słuchających (bardziej na słuchające).
Staliśmy się najpierw gwiazdami beztroskich imprez w akademiku, potem
zaistnieliśmy już w środowisku Trójmiasta. Stwierdziliśmy, że odpowiada nam
formuła piosenki turystycznej. Była prosta i melodyjna. Szybko (już pod nazwą
Babsztyl) uzyskaliśmy status gwiazdy zdobywając nagrody na takich imprezach jak Bazuna, Yapa,
Bakcynalia czy wreszcie na Festiwalu Polskiej Piosenki Studenckiej w Krakowie.
A wszystko to w atmosferze studenckiej zabawy, często nie do końca
kontrolowanego wygłupu. Dopiero pojawienie się w zespole Lecha Makowieckiego i
Pawła Kasperczyka zorientowała nasz repertuar na sprawy istotne dla owych
czasów. Przy czym muszę koniecznie dodać, ze społeczność studencka była szalenie dynamiczna i skonsolidowana. Pełna
niepokoju i wrażliwa na wszystkie ważne wydarzenia w kraju. Dość powiedzieć, że
reżyserzy filmowi, którzy mieli problemy z promocją niechcianych przez władzę
filmów organizowali nieoficjalne pokazy w klubach studenckich licząc na
wsparcie opinii akademickich. Tak było z „Rejsem” Marka Piwowskiego.
Muzyka dawała nadzieję, że te "Mury runą" ?
Te nasze peregrynacje muzyczne owocowały
poznawaniem ludzi, którzy pióro i gitarę traktowali jako narzędzie do
przekazywania informacji ważnych i potrzebnych młodym, często nieświadomym do
końca ludziom. Wsłuchiwaliśmy się uważnie w słowa piosenek Jacka Kaczmarskiego,
Przemysława Gintrowskiego, Mirosława Czyżykiewicza Jacka Kleyffa, Wojtka Bellona, Jurka Filara, Andrzeja
Poniedzielskiego i innych, nie mniej
ekscytujących wykonawców. Wiedzieliśmy, przeczuwaliśmy, że zanosi się na jakąś
niezłą zadymę. Nigdy nie zapomnę atmosfery, która panowała w czasie strajków
studenckich. Graliśmy tam chętnie z potrzeby ducha i oczywistej solidarności.
Pamiętam te setki, tysiące młodych ludzi, którzy już wiedzieli, że nadszedł
czas. Był racjonalny strach i obawa o niejasną przyszłość, jednak ten wspólny
śpiew, niekończące się dyskusje dawały
jakąś niepokojącą siłę, pobudzały do działania i szlifowały świadomość,
która już szybowała w stronę wolności. „ Mury” Jacka Kaczmarskiego odegrały nie
mniejsza rolę w walce o zmianę ustroju w Polsce , niż strajki i demonstracje.
Szkoda, że ten piękny zryw narodowy został przez kolejne rządy z lekka
spieprzony.
Polityka to ciężki temat, wolałbym o tym nie mówić… Powiedz mi, kiedy
zrozumiałeś, że muzyka to będzie Twój sposób na życie ? Rozumiem, że muzyka to
Twoja największa pasja...
Chyba właśnie wtedy. Podróżowaliśmy
podówczas autobusami PKS i pociągami śpiewając i grając. Teraz myślę, że była
to fajna i skuteczna forma promocji. Mieliśmy szansę prezentowania naszej
twórczości szerokiemu gronu słuchaczy. Nie było internetu a przecież byliśmy
jeszcze kompletnie nie znani. No i te niekończące się dyskusje z młodymi ludźmi
podczas licznych koncertów na imprezach studenckich. Poczułem, że to co piszę i
śpiewam może być ważne dla wielu. Z ekonomicznego punktu widzenia granie stało
się nagle sposobem na życie. Po Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, gdzie za
pastiszową wersję „W siną dal” dostaliśmy niespodziewanie nagrodę okazało się,
że 4-5 koncertów zagranych w miesiącu z nadwyżką dystansuje moją miesięczną
pensję nauczyciela. Pracowałem w szkole sportowej w Sopocie jako nauczyciel WF
i trener lekkiej atletyki. Nie byłem w stanie pogodzić rzetelnej pracy z
koncertami, próbami, wywiadami, tworzeniem. Wybrałem gitarę.
![]() |
fot. White Alice - Alicja Reczek |
Ja wybrałem teraz fotografię.. mam nadzieję, że mi się uda. Życie zawodowe
Muzyka jest Kolorowe ? Jak to jest w rzeczywistości ? wszystkim nam wydaje się,
że bycie Rockmanem jest super...
Dopiero na początku lat 90-tych
wszedłem w środowisko muzyków rockowych. Rozwiązaliśmy Babsztyla i powołaliśmy
do życia rockowo-bluesową formację Harlem. Poznałem w zasadzie wszystkich,
którzy tworzyli tą niepokorną, szalenie kreatywną gromadkę prawdziwych
artystów, którzy mieli te wspaniałe narzędzia: głos, talent, ryczące
wzmacniacze i…przychylność mediów, albowiem władza, szczególnie w latach
80-tych postanowiła lekko przymknąć oko na treści zawarte w tekstach Perfectu,
Lombardu, Republiki i innych. My z Harlemem dołączyliśmy do tej grupy troszkę
za późno. Z Babsztylem wyruszyliśmy w ekscytującą przygodę z muzyką country,
która niestety szybko stała się w naszym kraju
niszową. Tak więc Harlem z lekkim opóźnieniem zaistniał na polskiej
scenie rockowej i w rezultacie nie do końca został doceniony przez szerokie
rzesze odbiorców. Jednak posmakowałem uczciwie tego „rockowego” życia z jego
socjologicznymi i chemicznymi symptomami. Tak naprawdę był to okres nieustannej
gonitwy za wydawcą, skąpo życzliwymi
mediami, wiecznie sceptycznymi organizatorami imprez czy coraz to skromniejszą
widownią, która miała do wyboru naprawdę liczną armię ciekawych, wartościowych
wykonawców tworzących w innej, nowszej stylistyce.. To rodziło stresy,
zabierało czas i energię. Zamiast skupić się wyłącznie na tworzeniu,
wykonywaliśmy morderczą pracę menadżera, do którego tak naprawdę nigdy nie
mieliśmy szczęścia. O trudnej współpracy z mediami nawet nie wspomnę. Zawsze
mieliśmy z nimi na pieńku, ale i tak udało nam się nagrać i wypromować kilka wartościowych płyt, które zostaną na
zawsze w sercach prawdziwych fanów. Faktem było jednak, że pod skrzydłami
takiego giganta jak Pomaton EMI możliwe było wyprodukowanie wysokobudżetowych
teledysków do „Kory” i „ Lunatyków” i ulokowanie ich w głównych mediach co
ugruntowało pozycję Harlemu na polskiej scenie rockowej.
Pamiętasz swoją pierwszą miłość ? Moje
pierwsze miłości nieodzownie były związane z Twoją muzyką... Co bardzo miło
wspominam. Jak widzisz natchnienie związane ze stanem zakochania ?
Odpowiem nie wprost. W
moim życiu miłość odgrywała zawsze ważną rolę. Pierwsza minęła bezpowrotnie.
Pozostał po niej jedynie tekst:
„Ja wierzyłem w ten nasz wspólny dom,
jasną przyszłość i za krokiem krok. Teraz koniec, tu nie stanie się już nic. Idź,
nie oglądaj więcej się, ja naprawdę już dla ciebie nie mam nic”.
Druga trwa nadal i rozwija się z dnia na
dzień coraz piękniej, jak orientalny kwiat. Szukałem jej długo. Najlepiej
opisze to tekst:
„Szukałem długo tak, błądziłem często w
gęstej mgle, nie miał kto pokazać mi drogi. I nagle jesteś ty i nagle proste
stało się to co kiedyś nie mogło się
stać”.
Miłość to straszna siła. Endorfiny
działają skuteczniej niż amfa.
Miłość to największa siła, tak myślę.
Mi zawsze daje skrzydła. Wiesz, porzuciłem gitarę dla Ukochanej... do dziś
żałuję... miałeś takie chwile zwątpienia? Ja po latach wracam do
muzyki...
Gram od 35 lat i
skłamał bym, gdybym stwierdził, że nawet na moment nie straciłem wiary w
muzykę. Bywało różnie. Sukcesy przeplatały się z bolesnymi porażkami, jednak
zawsze wracałem do muzyki, grania, śpiewania, pisania bo to ….moje życie. Wielu
artystów spaliło się doszczętnie bo trawił ich żar niespełnienia. Wielu rozbiło
rodziny, popadło w nałogi. Znam te historie dobrze. Należy zachować rozsądek i
być odpowiedzialnym w stosunku do siebie i najbliższych. A nade wszystko trzeba
działać, spotykać mądrych, utalentowanych ludzi i robić swoje. Życzę ci z
całego serca abyś czerpał z grania przyjemność i satysfakcję. Jednak odradzałbym
traktowanie grania jako sposób na zarabianie. Mówię to młodym jak mnie pytają,
jak żyć z grania. Ty na szczęście masz już
dystans do otaczającej cię rzeczywistości i wiesz co robisz. Swoją drogą
nigdy nie stanąłem wobec wyboru: gitara czy kobieta, nie musiałem wybierać ( no
chyba, że mówimy o Gibsonie Jumbo).
Dla mnie z kolei najpiękniejszy jest
Les Paul… nie wiem co bym za niego oddał (śmiech).
Mawiają, że najdoskonalsze natchnienie to smutek i porzucenie... Jesteś
świetnym tekściarzem, perfekcyjnie oddajesz emocje i tworzysz obrazy w głowie
swoim Fanom... Jak to widzisz ?
W moim przypadku ta
teza znajduje uzasadnienie. Moje najlepsze teksty pisałem w stanach nostalgicznych. To taki szczególny stan, kiedy
myśli krążą niespokojnie a słowa składają się niespodziewanie dla autora w
logiczną całość. Kłopot jest z tak zwaną pointą, ale przychodzi ranek (też
lubię pisać nocą) i wszystko się ładnie skleja. Aha, mała dygresja. Lubię w
tekście znaleźć pointę. To nie może być tylko potok przypadkowo dobranych słów,
skojarzeń. Tekst musi do czegoś prowadzić. To moja filozofia pisania. No może
„Biegnę” jest wyjątkiem, ale to taka popowa bombonierki, bonus. I jeszcze
„Ye,Ye”, ale pisałem ją w czasie igrzysk olimpijskich w Atlancie i byłem
niewyspany po nocnej transmisji telewizyjnej.
Biegnę... Jeden z moich "naj"
utworów Harlemu, z Maćkiem Balcarem w duecie, którego po prostu uwielbiam.
Trenowałeś lekkoatletykę, studiowałeś na AWF - jak to Ci pomogło w życiu
późniejszym? Znam kilku byłych sportowców - sam nim po części jestem - i krąży
opinia, że determinacja wyniesiona z bieżni/skoczni przydaje się w późniejszym
życiu ?
Ciekawe skojarzenie.
Traktując je dosłownie to pieśń o bieganiu parami. Zacytuję autora: „ Są takie
dni, kiedy ja, kiedy ty biegniemy do siebie”. Taki żart. Sport dał mi tą
organiczną potrzebę ruchu. Coraz trudniej mi to przychodzi, ale wciąż uwielbiam
to wspaniałe uczucie totalnego zmęczenia po udanym, wyczerpującym meczu tenisa,
czy po pokonaniu 60 -ciu basenów (głównie na Podolance). Tak, sport kształtuje
pewne cechy wolicjonalne, uczy systematyczności i szacunku do własnego ciała.
Jest jednak coś jeszcze czego sport mnie uczył od wczesnych lat młodzieńczych.
Otóż wpoił we mnie pewien rodzaj uczciwości, zasad fair play. Próbuję te zasady
stosować w swoim życiu, ale przyznam szczerze, coraz trudniej mi to idzie. Tyle
jest wokół mnie niegodziwości i niezrozumiałej agresji, że czasem ręce opadają.
„Kolory Nadziei”- projekt, który obecnie z Basią i z Kamilem realizujemy z
założenia służy do tego, aby wypracować w sobie mentalność zwycięzcy. Uczy jak
powstać po upadku. Swoją drogą ostatnio
usłyszałem fajną sentencję (autorstwa mojego przyjaciela Artura
Skraskowskiego): „Gdy padasz to do
przodu. Kiedy wstaniesz, będziesz dalej”.
![]() |
fot. materiały własne |
Posiadam Kolory Nadziei u siebie, wiele
tekstów trafia do mnie – tak jakby były właśnie o mnie napisane…
Wracając do duetów muzycznych - a miałeś ich trochę - Cugowski, Balcar...
kogo najlepiej wspominasz? Ja najlepiej wspominam Wasz koncert z Dżemem nad Wisłą...
to było metafizyczne przeżycie - "W drodze do nieba" słyszane nad
Wisłą...
Tak, to był dobry
koncert. Z resztą chłopaki z Dżemu też go do dzisiaj dobrze wspominają. Atmosfera
tego koncertu wszystkich nas poniosła w obszary mistyczne. Ale najlepsze było
na bankiecie po koncercie (ha ha). Śpiewałem z wieloma wspaniałymi wokalistami. Każdy
czegoś mnie nauczył. Cenię ich perfekcję i wrażliwość. Krzysztof Cugowski,
Piotr Cugowski, Artur Gadowski, Janusz Radek, Maciek Balcar, Grażyna
Łobaszewska, Edyta Geppert, Tadeusz Nalepa. To wspaniali artyści o skrajnie
odmiennych charakterach. Każdy z nich ma (miał) to co cenię chyba najbardziej-
charyzmę. Jasne, że z Maćkiem śpiewało mi się cudnie. Ale wynikało to z
podobnej wrażliwości. To moja bratnia dusza i niezawodny przyjaciel. Dodam
tylko, że ostatnio miałem okazję współpracować z artystą wyjątkowym. Mówię o
Michale Rudasiu. To niewątpliwy talent obdarzony przez Boga i naturę
niesłychanymi warunkami głosowymi. Wiedzę i technikę śpiewu czerpie od swojego
nauczyciela z Indii. A człowiek z niego cudowny. Nie dość, że utalentowany to wrażliwy
ogromnie, ciepły i bardzo przyjacielski.
Michała kojarzę, a Jego technika raga przyprawia
mnie o dreszcze, do tego wydaje się piekielnie fajnym i przystojnym facetem –
jak nie oglądam tv, tak kibicowałem właśnie jemu w Voice of Poland.
Wisła, Płock, cudowne miejsce na festiwale... i nieodżałowany Płock Cover
Festiwal - dzięki Tobie zobaczyłem i usłyszałem m.in. Blind Guardian, Theriona, Uriah Heep - a nie wiem czy wiesz, moje
pierwsze kroki jako fotografa koncertowego popełniłem właśnie na ostatnim
Coverze, m.in. z EdGuyem. Jak
wspominasz czasy organizacji tego festiwalu ?
Płock Cover Festiwal
ewoluował z każdym następnym rokiem. Zapowiadał się na jeden z ważniejszych
metalowych festiwali w Polsce. Ludziska walili nań z całej Polski i z krajów
ościennych. Widziałem na płockiej plaży przybyszów z Japonii, Anglii, Niemiec,
Słowenii, Ukrainy i Litwy. Prowadziliśmy rozmowy z takimi tuzami jak Judas
Priest , Within Temptation czy Manowar. Szkoda, że polityka zepsuła tą
wartościową świetnie rokującą imprezę. Z nostalgią wspominam te czasy, ponieważ
była to dla nas (Agencja IDO) okazja do poznawania ciekawych muzyków, licznej
rzeszy dziennikarzy muzycznych oraz fajnych fanów tej muzyki, bardzo otwartych
i przyjaźnie nastawionych do świata i ludzi. W skali roku była to ciężka, wielomiesięczna praca ale efekty
dawały nam dużo satysfakcji. Pozostały wartościowe kontakty z zagranicznymi
agencjami co pozwala nam organizować koncerty ciekawych zespołów na terenie
innych miast Polski.
Nie mogę odżałować Covera… nie tylko mi
go brakuje.
Czasem mam ochotę usiąść z Aniołem tak jak Ty na teledysku Lunatycy.. i
przemyśleć wszystko. Jakbyś teraz znów tak usiadł, o czym byś pomyślał ?
Przeszłość czy przyszłość ?
Przeszłość pamiętam i
szanuję, ale spoglądam wciąż przed siebie. Pomyślałbym o tym co czeka nas w
czasie realizacji naszego projektu Kolory Nadziei. Tyle jest jeszcze do
zrobienia. Promocja książki Basi, widowiska, szkolenia. Ten projekt ciągle się
rozwija i rozrasta. Widzę jak systematycznie rośnie liczba zwolenników, ba
fanów naszej wartościowej przecież idei. Wystarczy zajrzeć na nasza stronę: www.kolorynadziei.pl. Okazuje się, że z dnia na dzień rośnie Armia Dobra.
A wracając do teledysku „Jak lunatycy” to Monika (skądinąd piękna dziewczyna)
wkurzała nas niezmiernie bo po wywiadach i konferencjach to ona podpisywała
autografy :)
Monika piękna dziewczyna… nie masz do
Niej numeru telefonu ? ;) ewidentnie mój typ !
Piszę ten wywiad, a jest środek nocy… Piąta Trzydzieści - wczesna pora...
Lubisz wstawać rano ? Czy raczej jak Lunatycy - Nocny Marek... Mi bliżej do
Lunatyka, nie dla mnie światło w jasny dzień... uwielbiam pisać i tworzyć
właśnie w nocy...
Teksty piszę nocą.
Musi być absolutna cisza, taka co aż boli. Komponuję zaś głównie z rana, bo do
tego trzeba mieć dużo energii. Myślę, że to rodzaj pracy fizycznej. Wstaję
zwykle wcześnie, no chyba, że to dzień po urodzinach. Bywa, że około 7-ej pędzę
na basen, małe zakupy, śniadanko i już jest 9-ta.Można zacząć pracować.
![]() |
fot. materiały własne |
Noc moja pora… jednak gdy tworzę, robię
się głodny... lubisz jeść ? Jaką potrawą mógłbym Cię ugościć ? Uwielbiam
gotować i z chęcią bym coś upichcił dla Ciebie... choćby szklaneczkę whisky ;)
Whisky okey, chociaż
wolę czystą. Uczyniłbyś mnie szczęśliwym
gdybyś zaserwował mi gołąbki, fasolkę po bretońsku, pierogi z mięsem,
goloneczkę, solidnego schaboszczaka, fasolowa, flaczki, soczystego dorsza,
żurek z kiełbaską i jajeczkiem, botwinkę, pomidorową (raczej z makaronem),
barszcz ukraiński (koniecznie z jaśkiem), kopytka ( mogą być ze skwarkami, ale
i w sosiku), w ostateczności młode
ziemniaczki z kefirkiem i jajeczkiem sadzonym (koperek, koperek). Dużo lubię.
Jak tylko będę miał szansę Cię ugościć,
na pewno będzie to dobre polskie jedzenie !
Tworzysz, piszesz - wiele razy wykonujesz swoje utwory na koncertach. Co
myślisz, kiedy wykonujesz setny raz swoją piosenkę ? Ja oglądając Ciebie czy na
koncertach, czy na ostatnim recitalu podpatrzyłem, że przeżywasz tekst razem z
tłumem...
Najczęściej usiłuję
sobie gorączkowo przypomnieć tekst (ha ha). Rzeczywiście angażuję się w
większość wykonywanych przeze mnie numerów. Czasem obserwuję sobie publiczność.
Lubię znaleźć wybraną osobę i śpiewam
prosto do niej. Reakcje są różne. Na imprezach plenerowych intrygują mnie
zawsze podpici obywatele, którzy już absolutnie bezwolnie i spontanicznie
reagują na mój śpiew. Lubię sobie z nimi pogadać ze sceny, pozaczepiać. Często
mogę liczyć na szczery uśmiech, czasem niewybredny komentarz.
Zbyszek Hołdys kiedyś powiedział, że
ludzie kipieli od emocji, jak Perfect wykonywał Autobiografię, a On w myślach
układał kafelki w łazience czy zastanawiał się nad układem urządzeń sanitarnych
- co o tym myślisz? Można tak oddzielić performance od emocji ?
Moje zaangażowanie
wyzwala we mnie emocje, nakręca mnie. Fajnie mieć na scenie kumpla, który daje
również energię, pozytywną interakcję. Jest tyle czynników, które mogą
rozpraszać. Charczące odsłuchy, niestrojący nagle instrument, światła w oczy, brak
wentylacji. Czasem jest to po prostu zmęczenie czy chwilowa niedyspozycja. Nie
jesteśmy z żelaza. Nie ma nic gorszego jak zła atmosfera w zespole. Nie ma co
liczyć na uśmiech, przyjazny gest kumpla na scenie. To koniec zespołu. Złe
emocje zabiją muzykę szybciutko.
Dokładnie
tak. Rockman w pewnym momencie życia to oprócz Pasji także zawód. Co może być
tak naprawdę męczące w nim ? Co może doprowadzać do białej gorączki ? Domyślam
się tylko, że może chodzić o bookowanie koncertów i sprawy managementu...
W polskim
showbiznesie drażni mnie wiele spraw. Najgorsze jest to, że artysta w naszym
kraju nie ma ugruntowanej pozycji. Musi bez przerwy udowadniać od nowa, że wart
jest pieniędzy, które widz wyda na bilet .Musi za każdym razem od nowa
przekonywać media, producentów, wydawców, managerów, że się jeszcze nadaje. Że
ma jeszcze coś do powiedzenia. Denerwuje mnie ignorancja krytyków muzycznych.
Ich wiedza na temat muzyki jest płytka, powierzchowna. Irytują mnie media, które ładują w głowy młodych ludzi
bezwartościową sieczkę, zapominając o edukacji, wrażliwości na słowo,
interpretację czy wartościową aranżację utworu. Oczywiście drażni mnie
bestialska kradzież wartości intelektualnych w internecie. Ta sprawa wciąż
wymaga regulacji.
Wiesz, jako fotograf spotykam się z tym
samym – kradzież własności. Ludzie niestety nie mają o tym pojęcia i to bardzo
boli…
Parę lat w branży na karku, setki koncertów - zaskoczyło Ciebie coś kiedyś
na koncercie ? reakcja słuchaczy ? Przyznam się, że zamierzałem kiedyś się
oświadczyć swojej byłej Narzeczonej właśnie na Waszym koncercie...
Nie wiem czy
pamiętasz, ale na którymś z Płock Cover Festiwal młody człowiek na scenie
oświadczył się swojej wybrance, Wojtuś, motocyklista z Gostynina. Graliśmy w
różnych miejscach. Obserwowałem reakcje tak skrajne, jak skrajne jest nasze
społeczeństwo. Graliśmy dla głuchoniemych, którzy słuchali naszej muzyki
…bosymi stopami. Graliśmy dla 400-tu śpiących żołnierzy, po oberwaniu chmury
daliśmy koncert dla jednego pana w slipach. Ale chyba największe wrażenie na
mnie zrobił pacjent zakładu psychiatrycznego gdzieś koło Wałbrzycha. Koleś
wystylizowany jako żywo na Chrystusa stał w krzakach i masturbował się z
diabolicznym uśmiechem na twarzy.
Oświadczyny pamiętam, ale z tym
Chrystusem to mnie zabiłeś :)
Życie pełne pasji - to piękne życie, czujesz, że dobrze przeżyłeś swoje
życie dotychczas?
Przeżyłem to życie
należycie, ale zawsze mogło być lepiej. Czasem zastanawiam się jakby potoczyły
się moje losy, gdybym tak jak sobie wymarzyłem został dziennikarzem sportowym.
Co robiłbym teraz, gdybym został w stanie wojennym w Szwecji (miałem taką
propozycję). Ogólnie nie lubię się oglądać za siebie. Sięgam myślą zwykle na
przód. Staram się wyciągać wnioski z popełnionych błędów. Na pewno w życiu straciłem
zbyt wiele czasu na hedonistyczne zachcianki (patrz Hedone) i przyjemności (
patrz Paradise Night). Tyle jeszcze jest do zrobienia. Tyle koncertów,
recitali, szkoleń, tras koncertowych, spotkań z ciekawymi ludźmi, nagrań, sesji
zdjęciowych. Tyle jeszcze miłości zostało w sercu, tyle nadziei na lepsze
jutro.
![]() |
fot. materiały własne |
Całe życie przed nami :) Zdradzisz swoje plany na najbliższy
czas?
Plany? Nieustanna promocja naszego koronnego projektu. Spotkania autorskie
w formie recitalu z udziałem Basi i Kamila, którzy opowiadają o tworzeniu i
pięknej idei Kolorów Nadziei. Organizacja szkoleń opartych na działaniach
artystycznych (szczegóły na naszej stronie www.kolorynadziei.pl).
Skompletowanie fajnego składu muzyków na kolejną płytę i koncerty . Wyjazd na
Moto Arenę do Torunia na mecz Unibaxu.
Koniecznie wyjazd w góry aby zatankować pomysły i energię, może krótki wypad do
ciepłych krajów wygrzać kości i uzupełnić witaminy. Pisać, komponować,
nagrywać, kochać.
„Pisać, komponować, nagrywać, kochać.” – podpisuję się pod tym
obiema rękami. I tego Tobie, jak i sobie życzę. Dzięki wielkie za wizytę w
mojej krainie i do zobaczenia mam nadzieję nie tylko pod sceną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz