środa, 6 sierpnia 2014

Jak lunatycy - nocne rozmowy z Ryśkiem Wolbachem


fot. materiały własne 

Wielu z nas ma młodzieńcze marzenia. Ja także je posiadałem - co ja mówię, posiadam dalej. Niektóre się spełniły, niektóre co roku przepisują na kolejny. To nic złego, marzeń nie powinno się opuszczać - to nasze dzieci. Może nie od razu się udadzą, nie od razu dorosną, ale warto czekać... 
Ja się doczekałem - dzięki mojej bliskiej Znajomej - Alicji Reczek - poznałem Ryśka Wolbacha - człowieka legendę, rockmana, którego raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. 
Od lat Jego piosenki były ze mną, tworzyły mój mały świat - do dziś wspominam "Bezsenne Noce" spędzone przy "w pamięci luster"... 
Stojąc przed Nim, wróciły wszystkie wspomnienia - tańce w płomieniach świec, młodzieńcze miłości, piękny koncert Harlemu z Dżemem nad Wisłą, wszystkie Płock Cover Festiwale... Miałem o czym wspominać ! 
Długo dorastałem do tego wywiadu - Człowiek taki jak ja jest lekko nieśmiały, rozmawiając z taką osobą jak Rysiek. Dziś się odważyłem. 

Witam Cię Ryśku, tak jak wszystkich moich Gości, w moim własnym, Bezkarnym świecie... chciałbym spytać Cię o wiele rzeczy, co mi się może nie udać ale postaram się ...
Poznaliśmy się przy okazji promocji Kolorów Nadziei - wielkiego wydawnictwa muzyczno-literackiego, a także spektaklu. Mi spodobała się gra słów - Kolory i Nadzieja. Pierwsze słowo, jakże mi bliskie poprzez fotografię, a drugie - poprzez codzienne życie. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, zaczynałeś karierę muzyka w latach 70tych - czasy komuny, ale i czasy Dzieci Kwiatów... Jak było z Kolorami w Twojej młodości?

Gdy wspominam lata 70-te , stwierdzam , że wcale nie były dla mnie szare i bezbarwne. W koło widoczne były piekące ślady komuny a ja byłem …głodny. Głodny życia, słowa, muzyki, poezji, teatru, dobrej książki. Czułem, że tuż za żelazną kurtyną czai się świat, który oddycha wolną, niczym nie ograniczoną myślą. Ale i tu w Gierkowskiej, siermiężnej rzeczywistości czerpałem z życia pełnymi wiadrami  to co było potrzebne mi do rozwoju nieukształtowanej jeszcze, chłonnej na informacje o świecie osobowości. Wyobraźnię pobudzały książki Kąkolewskiego, Kapuścińskiego, Łysiaka , Nowakowskiego, filmy Felliniego, Bertolucciego Kubricka,  a ponad wszystko …muzyka Hendrixa, Purpli, Led Zeppelin, Zappy czy boskiej Janis. Próbowałem za namową mamy malować, jeździłem do warszawskich teatrów łaknąc słowa, sztuki jak powietrza. Pisałem muzykę do amatorskich filmów moich przyjaciół, potajemnie pisywałem małe formy literackie o lekkim zabarwieniu erotycznym no i od zawsze pasjonowałem się sportem uprawiając go (lekkoatletyka) z pewnymi sukcesami. Po gitarę sięgnąłem instynktownie czując, że to drewniane pudło z sześcioma drutami pozwoli identyfikować mi się ze światem muzyki najlepiej. Był to czas bardzo aktywny i w jakiś sposób beztroski, kolorowy choć za oknem bywało szarawo i…strasznawo.

Tworzenie muzyki dawało wtedy Nadzieję ? Wiadomo, czasy studiów, szaleństwa... nasze pokolenie nigdy tego nie przeżyło.

Studiowałem podówczas na Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku Oliwie. W Gdańsku jakoś ostrzej czuło się wtedy symptomy niepokojów społecznych. Środowisko studenckie reagowało na nadchodzące zmiany szybciej, ostrzej. Szczerze mówiąc nie od razu to wyczułem. Założyłem ze Zbyszkiem Hofmanem duet folkowy. Szybko zorientowaliśmy się, że jego wysoki, mój nieco niższy tenor, działają na słuchających (bardziej na słuchające). Staliśmy się najpierw gwiazdami beztroskich imprez w akademiku, potem zaistnieliśmy już w środowisku Trójmiasta. Stwierdziliśmy, że odpowiada nam formuła piosenki turystycznej. Była prosta i melodyjna. Szybko (już pod nazwą Babsztyl) uzyskaliśmy status gwiazdy zdobywając nagrody  na takich imprezach jak Bazuna, Yapa, Bakcynalia czy wreszcie na Festiwalu Polskiej Piosenki Studenckiej w Krakowie. A wszystko to w atmosferze studenckiej zabawy, często nie do końca kontrolowanego wygłupu. Dopiero pojawienie się w zespole Lecha Makowieckiego i Pawła Kasperczyka zorientowała nasz repertuar na sprawy istotne dla owych czasów. Przy czym muszę koniecznie dodać, ze społeczność studencka była  szalenie dynamiczna i skonsolidowana. Pełna niepokoju i wrażliwa na wszystkie ważne wydarzenia w kraju. Dość powiedzieć, że reżyserzy filmowi, którzy mieli problemy z promocją niechcianych przez władzę filmów organizowali nieoficjalne pokazy w klubach studenckich licząc na wsparcie opinii akademickich. Tak było z „Rejsem” Marka Piwowskiego.

Muzyka dawała nadzieję, że te "Mury runą" ? 

Te nasze peregrynacje muzyczne owocowały poznawaniem ludzi, którzy pióro i gitarę traktowali jako narzędzie do przekazywania informacji ważnych i potrzebnych młodym, często nieświadomym do końca ludziom. Wsłuchiwaliśmy się uważnie w słowa piosenek Jacka Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego, Mirosława Czyżykiewicza Jacka Kleyffa, Wojtka Bellona, Jurka Filara, Andrzeja Poniedzielskiego   i innych, nie mniej ekscytujących wykonawców. Wiedzieliśmy, przeczuwaliśmy, że zanosi się na jakąś niezłą zadymę. Nigdy nie zapomnę atmosfery, która panowała w czasie strajków studenckich. Graliśmy tam chętnie z potrzeby ducha i oczywistej solidarności. Pamiętam te setki, tysiące młodych ludzi, którzy już wiedzieli, że nadszedł czas. Był racjonalny strach i obawa o niejasną przyszłość, jednak ten wspólny śpiew, niekończące się dyskusje dawały  jakąś niepokojącą siłę, pobudzały do działania i szlifowały świadomość, która już szybowała w stronę wolności. „ Mury” Jacka Kaczmarskiego odegrały nie mniejsza rolę w walce o zmianę ustroju w Polsce , niż strajki i demonstracje. Szkoda, że ten piękny zryw narodowy został przez kolejne rządy z lekka spieprzony.

Polityka to ciężki temat, wolałbym o tym nie mówić… Powiedz mi, kiedy zrozumiałeś, że muzyka to będzie Twój sposób na życie ? Rozumiem, że muzyka to Twoja największa pasja...  

Chyba właśnie wtedy. Podróżowaliśmy podówczas autobusami PKS i pociągami śpiewając i grając. Teraz myślę, że była to fajna i skuteczna forma promocji. Mieliśmy szansę prezentowania naszej twórczości szerokiemu gronu słuchaczy. Nie było internetu a przecież byliśmy jeszcze kompletnie nie znani. No i te niekończące się dyskusje z młodymi ludźmi podczas licznych koncertów na imprezach studenckich. Poczułem, że to co piszę i śpiewam może być ważne dla wielu. Z ekonomicznego punktu widzenia granie stało się nagle sposobem na życie. Po Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, gdzie za pastiszową wersję „W siną dal” dostaliśmy niespodziewanie nagrodę okazało się, że 4-5 koncertów zagranych w miesiącu z nadwyżką dystansuje moją miesięczną pensję nauczyciela. Pracowałem w szkole sportowej w Sopocie jako nauczyciel WF i trener lekkiej atletyki. Nie byłem w stanie pogodzić rzetelnej pracy z koncertami, próbami, wywiadami, tworzeniem. Wybrałem gitarę.

fot. White Alice - Alicja Reczek
Ja wybrałem teraz fotografię.. mam nadzieję, że mi się uda. Życie zawodowe Muzyka jest Kolorowe ? Jak to jest w rzeczywistości ? wszystkim nam wydaje się, że bycie Rockmanem jest super...

Dopiero na początku lat 90-tych wszedłem w środowisko muzyków rockowych. Rozwiązaliśmy Babsztyla i powołaliśmy do życia rockowo-bluesową formację Harlem. Poznałem w zasadzie wszystkich, którzy tworzyli tą niepokorną, szalenie kreatywną gromadkę prawdziwych artystów, którzy mieli te wspaniałe narzędzia: głos, talent, ryczące wzmacniacze i…przychylność mediów, albowiem władza, szczególnie w latach 80-tych postanowiła lekko przymknąć oko na treści zawarte w tekstach Perfectu, Lombardu, Republiki i innych. My z Harlemem dołączyliśmy do tej grupy troszkę za późno. Z Babsztylem wyruszyliśmy w ekscytującą przygodę z muzyką country, która niestety szybko stała się w naszym kraju  niszową. Tak więc Harlem z lekkim opóźnieniem zaistniał na polskiej scenie rockowej i w rezultacie nie do końca został doceniony przez szerokie rzesze odbiorców. Jednak posmakowałem uczciwie tego „rockowego” życia z jego socjologicznymi i chemicznymi symptomami. Tak naprawdę był to okres nieustannej gonitwy za wydawcą, skąpo  życzliwymi mediami, wiecznie sceptycznymi organizatorami imprez czy coraz to skromniejszą widownią, która miała do wyboru naprawdę liczną armię ciekawych, wartościowych wykonawców tworzących w innej, nowszej stylistyce.. To rodziło stresy, zabierało czas i energię. Zamiast skupić się wyłącznie na tworzeniu, wykonywaliśmy morderczą pracę menadżera, do którego tak naprawdę nigdy nie mieliśmy szczęścia. O trudnej współpracy z mediami nawet nie wspomnę. Zawsze mieliśmy z nimi na pieńku, ale i tak udało nam się nagrać i wypromować  kilka wartościowych płyt, które zostaną na zawsze w sercach prawdziwych fanów. Faktem było jednak, że pod skrzydłami takiego giganta jak Pomaton EMI możliwe było wyprodukowanie wysokobudżetowych teledysków do „Kory” i „ Lunatyków” i ulokowanie ich w głównych mediach co ugruntowało pozycję Harlemu na polskiej scenie rockowej.

Pamiętasz swoją pierwszą miłość ? Moje pierwsze miłości nieodzownie były związane z Twoją muzyką... Co bardzo miło wspominam. Jak widzisz natchnienie związane ze  stanem zakochania ? 

Odpowiem nie wprost. W moim życiu miłość odgrywała zawsze ważną rolę. Pierwsza minęła bezpowrotnie. Pozostał po niej jedynie tekst:

„Ja wierzyłem w ten nasz wspólny dom, jasną przyszłość i za krokiem krok. Teraz koniec, tu nie stanie się już nic. Idź, nie oglądaj więcej się, ja naprawdę już dla ciebie nie mam nic”.

Druga trwa nadal i rozwija się z dnia na dzień coraz piękniej, jak orientalny kwiat. Szukałem jej długo. Najlepiej opisze to tekst:
„Szukałem długo tak, błądziłem często w gęstej mgle, nie miał kto pokazać mi drogi. I nagle jesteś ty i nagle proste stało się to co kiedyś  nie mogło się stać”.

Miłość to straszna siła. Endorfiny działają skuteczniej niż amfa.

Miłość to największa siła, tak myślę. Mi zawsze daje skrzydła. Wiesz, porzuciłem gitarę dla Ukochanej... do dziś żałuję... miałeś takie chwile zwątpienia? Ja po latach wracam do muzyki... 

Gram od 35 lat i skłamał bym, gdybym stwierdził, że nawet na moment nie straciłem wiary w muzykę. Bywało różnie. Sukcesy przeplatały się z bolesnymi porażkami, jednak zawsze wracałem do muzyki, grania, śpiewania, pisania bo to ….moje życie. Wielu artystów spaliło się doszczętnie bo trawił ich żar niespełnienia. Wielu rozbiło rodziny, popadło w nałogi. Znam te historie dobrze. Należy zachować rozsądek i być odpowiedzialnym w stosunku do siebie i najbliższych. A nade wszystko trzeba działać, spotykać mądrych, utalentowanych ludzi i robić swoje. Życzę ci z całego serca abyś czerpał z grania przyjemność i satysfakcję. Jednak odradzałbym traktowanie grania jako sposób na zarabianie. Mówię to młodym jak mnie pytają, jak żyć z grania. Ty na szczęście masz już  dystans do otaczającej cię rzeczywistości i wiesz co robisz. Swoją drogą nigdy nie stanąłem wobec wyboru: gitara czy kobieta, nie musiałem wybierać ( no chyba, że mówimy o Gibsonie Jumbo).

Dla mnie z kolei najpiękniejszy jest Les Paul… nie wiem co bym za niego oddał (śmiech).
Mawiają, że najdoskonalsze natchnienie to smutek i porzucenie... Jesteś świetnym tekściarzem, perfekcyjnie oddajesz emocje i tworzysz obrazy w głowie swoim Fanom... Jak to widzisz ?

W moim przypadku ta teza znajduje uzasadnienie. Moje najlepsze teksty pisałem w stanach nostalgicznych. To taki szczególny stan, kiedy myśli krążą niespokojnie a słowa składają się niespodziewanie dla autora w logiczną całość. Kłopot jest z tak zwaną pointą, ale przychodzi ranek (też lubię pisać nocą) i wszystko się ładnie skleja. Aha, mała dygresja. Lubię w tekście znaleźć pointę. To nie może być tylko potok przypadkowo dobranych słów, skojarzeń. Tekst musi do czegoś prowadzić. To moja filozofia pisania. No może „Biegnę” jest wyjątkiem, ale to taka popowa bombonierki, bonus. I jeszcze „Ye,Ye”, ale pisałem ją w czasie igrzysk olimpijskich w Atlancie i byłem niewyspany po nocnej transmisji telewizyjnej.

Biegnę... Jeden z moich "naj" utworów Harlemu, z Maćkiem Balcarem w duecie, którego po prostu uwielbiam. Trenowałeś lekkoatletykę, studiowałeś na AWF - jak to Ci pomogło w życiu późniejszym? Znam kilku byłych sportowców - sam nim po części jestem - i krąży opinia, że determinacja wyniesiona z bieżni/skoczni przydaje się w późniejszym życiu ?

Ciekawe skojarzenie. Traktując je dosłownie to pieśń o bieganiu parami. Zacytuję autora: „ Są takie dni, kiedy ja, kiedy ty biegniemy do siebie”. Taki żart. Sport dał mi tą organiczną potrzebę ruchu. Coraz trudniej mi to przychodzi, ale wciąż uwielbiam to wspaniałe uczucie totalnego zmęczenia po udanym, wyczerpującym meczu tenisa, czy po pokonaniu 60 -ciu basenów (głównie na Podolance). Tak, sport kształtuje pewne cechy wolicjonalne, uczy systematyczności i szacunku do własnego ciała. Jest jednak coś jeszcze czego sport mnie uczył od wczesnych lat młodzieńczych. Otóż wpoił we mnie pewien rodzaj uczciwości, zasad fair play. Próbuję te zasady stosować w swoim życiu, ale przyznam szczerze, coraz trudniej mi to idzie. Tyle jest wokół mnie niegodziwości i niezrozumiałej agresji, że czasem ręce opadają. „Kolory Nadziei”- projekt, który obecnie z Basią i z Kamilem realizujemy z założenia służy do tego, aby wypracować w sobie mentalność zwycięzcy. Uczy jak powstać po upadku. Swoją drogą  ostatnio usłyszałem fajną sentencję (autorstwa mojego przyjaciela Artura Skraskowskiego): „Gdy  padasz to do przodu. Kiedy wstaniesz, będziesz dalej”.

fot. materiały własne

Posiadam Kolory Nadziei u siebie, wiele tekstów trafia do mnie – tak jakby były właśnie o mnie napisane…
Wracając do duetów muzycznych - a miałeś ich trochę - Cugowski, Balcar... kogo najlepiej wspominasz? Ja najlepiej wspominam Wasz koncert z Dżemem nad Wisłą... to było metafizyczne przeżycie - "W drodze do nieba" słyszane nad Wisłą..

Tak, to był dobry koncert. Z resztą chłopaki z Dżemu też go do dzisiaj dobrze wspominają. Atmosfera tego koncertu wszystkich nas poniosła w obszary mistyczne. Ale najlepsze było na  bankiecie po koncercie (ha ha). Śpiewałem  z wieloma wspaniałymi wokalistami. Każdy czegoś mnie nauczył. Cenię ich perfekcję i wrażliwość. Krzysztof Cugowski, Piotr Cugowski, Artur Gadowski, Janusz Radek, Maciek Balcar, Grażyna Łobaszewska, Edyta Geppert, Tadeusz Nalepa. To wspaniali artyści o skrajnie odmiennych charakterach. Każdy z nich ma (miał) to co cenię chyba najbardziej- charyzmę. Jasne, że z Maćkiem śpiewało mi się cudnie. Ale wynikało to z podobnej wrażliwości. To moja bratnia dusza i niezawodny przyjaciel. Dodam tylko, że ostatnio miałem okazję współpracować z artystą wyjątkowym. Mówię o Michale Rudasiu. To niewątpliwy talent obdarzony przez Boga i naturę niesłychanymi warunkami głosowymi. Wiedzę i technikę śpiewu czerpie od swojego nauczyciela z Indii. A człowiek z niego cudowny. Nie dość, że utalentowany to wrażliwy ogromnie, ciepły i bardzo przyjacielski.

Michała kojarzę, a Jego technika raga przyprawia mnie o dreszcze, do tego wydaje się piekielnie fajnym i przystojnym facetem – jak nie oglądam tv, tak kibicowałem właśnie jemu w Voice of Poland.
Wisła, Płock, cudowne miejsce na festiwale... i nieodżałowany Płock Cover Festiwal - dzięki Tobie zobaczyłem i usłyszałem m.in. Blind Guardian, Theriona, Uriah Heep - a nie wiem czy wiesz, moje pierwsze kroki jako fotografa koncertowego popełniłem właśnie na ostatnim Coverze, m.in. z EdGuyem. Jak wspominasz czasy organizacji tego festiwalu ?

Płock Cover Festiwal ewoluował z każdym następnym rokiem. Zapowiadał się na jeden z ważniejszych metalowych festiwali w Polsce. Ludziska walili nań z całej Polski i z krajów ościennych. Widziałem na płockiej plaży przybyszów z Japonii, Anglii, Niemiec, Słowenii, Ukrainy i Litwy. Prowadziliśmy rozmowy z takimi tuzami jak Judas Priest , Within Temptation czy Manowar. Szkoda, że polityka zepsuła tą wartościową świetnie rokującą imprezę. Z nostalgią wspominam te czasy, ponieważ była to dla nas (Agencja IDO) okazja do poznawania ciekawych muzyków, licznej rzeszy dziennikarzy muzycznych oraz fajnych fanów tej muzyki, bardzo otwartych i przyjaźnie nastawionych do świata i ludzi. W skali roku  była to  ciężka, wielomiesięczna praca ale efekty dawały nam dużo satysfakcji. Pozostały wartościowe kontakty z zagranicznymi agencjami co pozwala nam organizować koncerty ciekawych zespołów na terenie innych miast Polski.

Nie mogę odżałować Covera… nie tylko mi go brakuje.
Czasem mam ochotę usiąść z Aniołem tak jak Ty na teledysku Lunatycy.. i przemyśleć wszystko. Jakbyś teraz znów tak usiadł, o czym byś pomyślał ? Przeszłość czy przyszłość ? 

Przeszłość pamiętam i szanuję, ale spoglądam wciąż przed siebie. Pomyślałbym o tym co czeka nas w czasie realizacji naszego projektu Kolory Nadziei. Tyle jest jeszcze do zrobienia. Promocja książki Basi, widowiska, szkolenia. Ten projekt ciągle się rozwija i rozrasta. Widzę jak systematycznie rośnie liczba zwolenników, ba fanów naszej wartościowej przecież idei. Wystarczy zajrzeć na nasza stronę: www.kolorynadziei.pl. Okazuje się, że z dnia na dzień rośnie Armia Dobra. A wracając do teledysku „Jak lunatycy” to Monika (skądinąd piękna dziewczyna) wkurzała nas niezmiernie bo po wywiadach i konferencjach to ona podpisywała autografy :)

Monika piękna dziewczyna… nie masz do Niej numeru telefonu ? ;) ewidentnie mój typ !
Piszę ten wywiad, a jest środek nocy… Piąta Trzydzieści - wczesna pora... Lubisz wstawać rano ? Czy raczej jak Lunatycy - Nocny Marek... Mi bliżej do Lunatyka, nie dla mnie światło w jasny dzień... uwielbiam pisać i tworzyć właśnie w nocy... 

Teksty piszę nocą. Musi być absolutna cisza, taka co aż boli. Komponuję zaś głównie z rana, bo do tego trzeba mieć dużo energii. Myślę, że to rodzaj pracy fizycznej. Wstaję zwykle wcześnie, no chyba, że to dzień po urodzinach. Bywa, że około 7-ej pędzę na basen, małe zakupy, śniadanko i już jest 9-ta.Można zacząć pracować.

fot. materiały własne
Noc moja pora… jednak gdy tworzę, robię się głodny... lubisz jeść ? Jaką potrawą mógłbym Cię ugościć ? Uwielbiam gotować i z chęcią bym coś upichcił dla Ciebie... choćby szklaneczkę whisky ;)

Whisky okey, chociaż wolę czystą. Uczyniłbyś  mnie szczęśliwym gdybyś zaserwował mi gołąbki, fasolkę po bretońsku, pierogi z mięsem, goloneczkę, solidnego schaboszczaka, fasolowa, flaczki, soczystego dorsza, żurek z kiełbaską i jajeczkiem, botwinkę, pomidorową (raczej z makaronem), barszcz ukraiński (koniecznie z jaśkiem), kopytka ( mogą być ze skwarkami, ale i w sosiku),  w ostateczności młode ziemniaczki z kefirkiem i jajeczkiem sadzonym (koperek, koperek). Dużo lubię.

Jak tylko będę miał szansę Cię ugościć, na pewno będzie to dobre polskie jedzenie !
Tworzysz, piszesz - wiele razy wykonujesz swoje utwory na koncertach. Co myślisz, kiedy wykonujesz setny raz swoją piosenkę ? Ja oglądając Ciebie czy na koncertach, czy na ostatnim recitalu podpatrzyłem, że przeżywasz tekst razem z tłumem...

Najczęściej usiłuję sobie gorączkowo przypomnieć tekst (ha ha). Rzeczywiście angażuję się w większość wykonywanych przeze mnie numerów. Czasem obserwuję sobie publiczność. Lubię  znaleźć wybraną osobę i śpiewam prosto do niej. Reakcje są różne. Na imprezach plenerowych intrygują mnie zawsze podpici obywatele, którzy już absolutnie bezwolnie i spontanicznie reagują na mój śpiew. Lubię sobie z nimi pogadać ze sceny, pozaczepiać. Często mogę liczyć na szczery uśmiech, czasem niewybredny komentarz.

Zbyszek Hołdys kiedyś powiedział, że ludzie kipieli od emocji, jak Perfect wykonywał Autobiografię, a On w myślach układał kafelki w łazience czy zastanawiał się nad układem urządzeń sanitarnych - co o tym myślisz? Można tak oddzielić performance od emocji ? 

Moje zaangażowanie wyzwala we mnie emocje, nakręca mnie. Fajnie mieć na scenie kumpla, który daje również energię, pozytywną interakcję. Jest tyle czynników, które mogą rozpraszać. Charczące odsłuchy, niestrojący nagle instrument, światła w oczy, brak wentylacji. Czasem jest to po prostu zmęczenie czy chwilowa niedyspozycja. Nie jesteśmy z żelaza. Nie ma nic gorszego jak zła atmosfera w zespole. Nie ma co liczyć na uśmiech, przyjazny gest kumpla na scenie. To koniec zespołu. Złe emocje zabiją muzykę szybciutko.

Dokładnie tak. Rockman w pewnym momencie życia to oprócz Pasji także zawód. Co może być tak naprawdę męczące w nim ? Co może doprowadzać do białej gorączki ? Domyślam się tylko, że może chodzić o bookowanie koncertów i sprawy managementu...

W polskim showbiznesie drażni mnie wiele spraw. Najgorsze jest to, że artysta w naszym kraju nie ma ugruntowanej pozycji. Musi bez przerwy udowadniać od nowa, że wart jest pieniędzy, które widz wyda na bilet .Musi za każdym razem od nowa przekonywać media, producentów, wydawców, managerów, że się jeszcze nadaje. Że ma jeszcze coś do powiedzenia. Denerwuje mnie ignorancja krytyków muzycznych. Ich wiedza na temat muzyki jest płytka, powierzchowna. Irytują  mnie media, które ładują w głowy młodych ludzi bezwartościową sieczkę, zapominając o edukacji, wrażliwości na słowo, interpretację czy wartościową aranżację utworu. Oczywiście drażni mnie bestialska kradzież wartości intelektualnych w internecie. Ta sprawa wciąż wymaga regulacji.

Wiesz, jako fotograf spotykam się z tym samym – kradzież własności. Ludzie niestety nie mają o tym pojęcia i to bardzo boli…
Parę lat w branży na karku, setki koncertów - zaskoczyło Ciebie coś kiedyś na koncercie ? reakcja słuchaczy ? Przyznam się, że zamierzałem kiedyś się oświadczyć swojej byłej Narzeczonej właśnie na Waszym koncercie... 

Nie wiem czy pamiętasz, ale na którymś z Płock Cover Festiwal młody człowiek na scenie oświadczył się swojej wybrance, Wojtuś, motocyklista z Gostynina. Graliśmy w różnych miejscach. Obserwowałem reakcje tak skrajne, jak skrajne jest nasze społeczeństwo. Graliśmy dla głuchoniemych, którzy słuchali naszej muzyki …bosymi stopami. Graliśmy dla 400-tu śpiących żołnierzy, po oberwaniu chmury daliśmy koncert dla jednego pana w slipach. Ale chyba największe wrażenie na mnie zrobił pacjent zakładu psychiatrycznego gdzieś koło Wałbrzycha. Koleś wystylizowany jako żywo na Chrystusa stał w krzakach i masturbował się z diabolicznym  uśmiechem na twarzy.

Oświadczyny pamiętam, ale z tym Chrystusem to mnie zabiłeś :)
Życie pełne pasji - to piękne życie, czujesz, że dobrze przeżyłeś swoje życie dotychczas? 

Przeżyłem to życie należycie, ale zawsze mogło być lepiej. Czasem zastanawiam się jakby potoczyły się moje losy, gdybym tak jak sobie wymarzyłem został dziennikarzem sportowym. Co robiłbym teraz, gdybym został w stanie wojennym w Szwecji (miałem taką propozycję). Ogólnie nie lubię się oglądać za siebie. Sięgam myślą zwykle na przód. Staram się wyciągać wnioski z popełnionych błędów. Na pewno w życiu straciłem zbyt wiele czasu na hedonistyczne zachcianki (patrz Hedone) i przyjemności ( patrz Paradise Night). Tyle jeszcze jest do zrobienia. Tyle koncertów, recitali, szkoleń, tras koncertowych, spotkań z ciekawymi ludźmi, nagrań, sesji zdjęciowych. Tyle jeszcze miłości zostało w sercu, tyle nadziei na lepsze jutro.

fot. materiały własne
Całe życie przed nami :) Zdradzisz swoje plany na najbliższy czas? 

Plany? Nieustanna promocja naszego koronnego projektu. Spotkania autorskie w formie recitalu z udziałem Basi i Kamila, którzy opowiadają o tworzeniu i pięknej idei Kolorów Nadziei. Organizacja szkoleń opartych na działaniach artystycznych (szczegóły na naszej stronie www.kolorynadziei.pl). Skompletowanie fajnego składu muzyków na kolejną płytę i koncerty . Wyjazd na Moto Arenę do Torunia na mecz Unibaxu. Koniecznie wyjazd w góry aby zatankować pomysły i energię, może krótki wypad do ciepłych krajów wygrzać kości i uzupełnić witaminy. Pisać, komponować, nagrywać, kochać.

„Pisać, komponować, nagrywać, kochać.” – podpisuję się pod tym obiema rękami. I tego Tobie, jak i sobie życzę. Dzięki wielkie za wizytę w mojej krainie i do zobaczenia mam nadzieję nie tylko pod sceną.